Autor Wysmakowane 6 grudnia 2018
Na Kubie spędziliśmy cały styczeń 2018 r – właściwie pełny miesiąc. Wystarczająco dużo czasu, żeby zjechać ją wzdłuż i wszerz (nie tylko po utartym, turystycznym szlaku), wsiąknąć w tamtejszy klimat, dowiedzieć się dużo o tym, jak tam jest tak naprawdę i oczywiście sprawdzić na wylot jak smakuje kuchnia kubańska. Mieliśmy okazję spróbować wszystkich lokalnych smaków od najlepszych restauracji na wyspie, przez różnorodne lokalne knajpki, po jedzenie w kubańskich domach. Z pewnością nie znajdziecie tam udziwnionych, skomplikowanych dań. Kuchnia kubańska jest kuchnią bardzo prostą, żeby nie powiedzieć dość ubogą. Zdarzało nam się natrafić na prawdziwe perełki, gdy kucharz dosłownie z kilku, bardzo naturalnych składników i ograniczonej dostępności dodatków, potrafił wyczarować coś naprawdę pysznego. Ale to niestety na palcach jednej ręki. Najczęściej dania, które otrzymywaliśmy były przesmażone, nieciekawie doprawione i aż nadto często – bardzo mocno przesolone. Ale teraz najważniejsze –uważajcie! Na poznanych kilkadziesiąt turystów na trasie, spotkaliśmy może kilku, którzy się na Kubie nie pochorowali żołądkowo co najmniej raz. My, przez to, że byliśmy z dziećmi, byliśmy na to szczególnie wyczuleni i narażeni. Oboje chorowali właściwie co drugi dzień. My też dość często. Tak więc uwaga! Zwłaszcza na mięso i jego świeżość.
O tym, dlaczego tak jest, możecie poczytać w moim ostatnim kubańskim wpisie (Kuchnia kubańska – preludium). Warto zajrzeć zanim przejdziecie dalej, bo bez tego wstępu, bez tej opowieści, bez zrozumienia tego jak wygląda prawdziwe życie na Kubie, ciężko jest wyobrazić sobie w pełni to co możecie znaleźć na kubańskim talerzu…
Kubańskie śniadanie
Pierwsze i najważniejsze co musicie wiedzieć – codziennie, dzień w dzień – to samo! Każdego dnia! Po miesiącu, na widok omleta czy guajawy, miałam dość silny odruch wymiotny 😛 Druga istotna informacja: śniadania je się w swoich casa particulares (kwatery, gdzie się śpi). Właściwie nie ma alternatywy. Na mieście restauracje otwierają dopiero ok godz. 10, a i tak serwują właściwie to co w casa tylko mniej i drożej. Taniej i wcześniej można złapać tylko lokalną „pizze” albo bułkę w jakiejś budce, ale zachwyceni nie będziecie – to Wam obiecuję 😉 Trzeci ważny punkt – ceny za śniadanie w casach wystandaryzowane na całej Kubie. Nie ważne czy na wsi czy w Hawanie płaci się 5 CUC (1 CUC to mniej więcej 1 $) od osoby dorosłej. Za dzieci nigdy nie płaciliśmy. A co znajdziecie na śniadaniowym stole?
- Codziennie i wszędzie: pieczywo (prawie zawsze świeże i bardzo dobre; tylko jasne), masło, jajko sadzone lub omlet z cebulą, guajawa, kawę i mleko (oba w termosach).
- Dość często: jakiś dżem (najczęściej z guajawy) lub miód, kilka plasterków pomidorów lub ogórków, kilka kawałków sera lub wędliny (dość niejadalnej jak dla mnie), ananas i świeżo wyciskany sok… z guajawy jak się domyślacie 😉
- I z trzy razy dostaliśmy coś na kształt małych naleśniczków… oczywiście z dżemem z…. guajawy! Ale i tak byliśmy zachwyceni odmianą.
Brzmi pysznie, wiem. Też bym tak pomyślała przed wyjazdem. Jajka, guajawa, dobry chlebek. No pycha. Pierwszego dnia, drugiego, nawet piątego, ale 25 już NIE!
Kubańskie przekąski
Właściwie można by rzec – nie ma – i na tym skończyć. Ale postaram się Wam bliżej nakreślić sytuację. W sklepach pusto. O owoce ciężko (trzeba mieć źródło, my jako turyści właściwie nie mogliśmy upolować). Jak już znaleźliśmy jabłka, banany, pakowane rogaliki czy coś, co mogliśmy schować na czarną godzinę, to braliśmy hurtowo, mimo, że wszystko potem nosiliśmy na plecach. Ale widmo tego, że potem nie znajdziemy i dzieci będą głodne, było silnym motywatorem. Co można było kupić w sklepach? Najczęściej słone krakersy lub (rzadziej) ciasteczka z jakimś paskudnie słodkim kremem w środku. Czasem trafiało się też okienko z „pizzą” na wynos. Na grubym cieście, polana obficie tłuszczem, ale zazwyczaj zjadliwa. Pod warunkiem, że wzięło się wegetariańską. Serio – wędliny z Kuby są dla naszych żołądków, średnio akceptowalne.
A i jeszcze radość mojego kubańskiego życia. Orzeszki ziemne! Gdzieniegdzie można było upolować batony z orzechów, posklejanych miodem.W niektórych miejscowościach sprzedawali też prażone orzeszki zawinięte w ruloniki z kartki. Za to, co ciekawe, w sklepach chyba nigdzie nie znalazłam orzeszków. Nie wiem czemu i wg. jakiego klucza, ale te uliczne też były tylko w kilku miastach, a jak już były to już na każdym kroku.
Kuchnia kubańska – dania główne
- LOKALNIE: Ryż z fasolą i dodatkami – najczęstszy obiad kubańczyków. Choć mięso uwielbiają i jak tylko mogą, to jedzą. Na większe uroczystości zlatują się wszyscy sąsiedzi, ubija się prosiaka, piecze na rożnie i jest wielkie świętowanie.
Dla turystów kuchnia kubańska oferuje dużo szerszy wybór i dostępne potrawy mięsne. Choć szczerze mówiąc, mi ten ryż, często smakował dużo bardziej niż mięsa czy ryby.
- Ropa vieja – długo i wolno gotowana wołowina w sosie pomidorowym. Jedno z lepszych dań, oczywiście, o ile jest dobrze zrobione i przyrządzane tak długo, że mięso rzeczywiście się rozpada, a nie utyka między zębami 😉
- Bistek de cerdo czyli stek wieprzowy pod grubą warstwą smażonej cebuli
- Królik – dość częsta pozycja w menu, zwłaszcza w sosie czekoladowym (coś na kształt meksykańskiego mole poblano). Brałam raz, w restauracji polecanej w Lonely Planet jako najlepsza knajpa w mieście słynąca z tego dania. I znów…. wielkie rozczarowanie.
- Krokodyl – tak! Legalnie jedliśmy gulasz z krokodyla. I wiecie co? Był naprawdę bardzo dobry. Tłusty, to fakt, ale mięciutki i dobrze zrobiony.
- Homar – natura Kubę homarami obdarzyła hojnie, więc w wielu miejscach jest dostępny i to w bardzo dobrej cenie. Podjęliśmy dwie próby i za każdym razem było zwyczajnie niesmacznie. Może mieliśmy pecha. Jak wiecie, gdzie podają dobrego, to bierzcie koniecznie, bo w takiej cenie nie zjecie nigdzie indziej.
- Ryby – różne i szeroko dostępne. Czasem lepiej, czasem gorzej (to częściej). Po prostu wrzucone na grilla lub na patelnię, niemalże bez przypraw, chyba że z nadmiarem soli. Niestety, to właśnie ryby najczęściej, były tak słone, że ciężko było przełknąć.
- Czipsy bananowe (platano macho) – dodatek do obiadu. Zwłaszcza na południu Kuby. Przepyszne. Jedyne co zawsze zjadaliśmy do ostatniego plasterka. Na zdjęciu – nasz bezkonkurencyjnie najlepszy obiad na Kubie. Jakaś Kubanka nas zaczepiła czy chcemy u niej zjeść w domu, bo pysznie gotuje, a mąż właśnie wrócił z świeżym połowem. Platano macho idealnie chrupkie. Ryby niesamowicie świeże, doprawione ubogo, ale ze smakiem. Dużo warzyw! Gdyby tak wyglądały nasze wszystkie posiłki na Kubie, to wrócilibyśmy zachwyceni. Zwłaszcza że za nas wszystkich zapłaciliśmy jakieś 10 $.
Desery na Kubie
- Flan –czyli śmietankowy krem o konsystencji budyniu. Bezkonkurencyjnie najpopularniejszy deser, którego ja osobiście zdecydowanie smakoszem nie jestem, więc kubański, czy niekubański, do mnie nie przemawia
- Churros – czyli podłużne pączki (oryginalnie z Hiszpanii). W wersji kubańskiej pocięte na krótkie kawałki, takie na raz. Pyszne. Niestety tylko kilka razy udało nam się upolować, a rozglądałam się namiętnie
- Lody – kubańczycy jedzą lody w lokalnych lodziarniach, tzw. Coppelia. Lody są dofinansowane przez państwo, więc za gałkę płaci się dosłownie kilka groszy. Jest tak tanio, że biorą je na kilogramy. W co? W cokolwiek. Obok budki z lodami plącze się zazwyczaj kilka osób, które sprzedają jakieś używane pojemniczki, w które można zapakować lody. Często pojemniczki były droższe niż same lody, więc ludzie ładowali lody do tego co akurat mieli, np. do reklamówek….
- Ciasta – mieliśmy okazję testować nawet tort, bo nasza córeczka kończyła na Kubie 3 lata. Byliśmy akurat w Hawanie i umówiliśmy się z naszymi gospodarzami (najlepsi na świecie! Fantastyczni ludzie. Polecam z czystym sumieniem!), że ogarną tort z najlepszej Hawańskiej cukierni i zaproszą okoliczne dzieci na imprezę. Z tortu byli bardzo dumni i wszyscy się zajadali. My ledwo dzióbnęliśmy. Suchy biszkopt przełożony gigantyczną ilością przeraźliwie słodkiego kremu. Ale, ale. Potem poszliśmy na spacer do zamożniejszej części Hawany i trafiliśmy na rewelacyjną cukiernię z małymi dziełami sztuki. Naprawdę, pyszne ciasta, torciki, desery. Więc da się znaleźć, tylko trzeba wiedzieć gdzie szukać.
Co pije się na Kubie?
- Rum i drinki na bazie rumu! To przede wszystkim. Najtańsze, co istnieje. Drinki były w knajpach tańsze niż woda butelkowa! Na Kubie piłam najlepszą Pina Coladę i Mojito w moim życiu. Nie jedne! Naprawdę wiedzą jak robić drinki. I są dosłownie wszędzie. Nie tylko w restauracjach. Na każdym kroku można natknąć się na budki lub okienka, gdzie można zgarnąć kubeczek na wynos. W happy hours za drink płaciliśmy 1,5 – 2 CUC, poza max 3 CUC. Dla porównania – za butelkę wody płaciliśmy 2 CUC, w restauracji nawet 4 CUC!
- Soki sezonowe lub z tego co akurat rośnie nieopodal. Niemalże w całym kraju – guajawa i ananasy. W niektórych częściach – trzcina cukrowa, granat i kokosy.
KUBA – styczeń 2018 r. – waluta 1 CUC = ok 1 $
Polub Wysmakowane na facebooku. Będziesz na bieżąco z Wysmakowanymi wpisami, a mi będzie bardzo miło
19 Responses
Przepraszam że offtopic – ale pierwsze zdjęcie – ma cudowny klimat! Swiatlo w pomieszczeniu, ten widok za oknem, calosc, super :-))
Chyba jednak zbyt bardzo mam tradycyjne podejście do jedzenia i takie jedzenie do mnie nie przemawia 🙂
Myślałam, że kuchnia kubańska będzie… dużo smaczniejsza, a jest trochę uboga. Chętnie skusiłabym się na dobrze zrobionego homara, gulasz z krokodyla, czipsy bananowe i drinki 😉
Spodziewałam się czegoś ciekawego, niestety jak widać kuchnia kubańska nie powala w żadnej formie. Nie wiem co mogłabym tam jeść nie jedząc mięsa i jajek 🙁
Nie jedząc mięsa – to nawet lepiej. Choruje się głównie (choć nie tylko) po mięsie. Bez jajek ciężko. To główny składnik śniadań. Mogłabyś jeść tylko chleb z bananem i guajawą 😛
Wreszcie jakiś prawdziwy wpis o tym, że nie wszystko w kuchni egzotycznej jest pyszne i wspaniałe! 😀 Nam się dość często zdarzają takie rozczarowania.
W każdym razie bardzo fajny wpis i ostatnie zdjęcie super! 😀 Chciałabym się wybrać na Kubę, chociaż nie wiem, czy i sama wyspa by mnie mocno nie zawiodła.
Nas trochę zawiodła. Nie wiem czemu Kuba od zawsze była moim marzeniem, a właściwie to tak nic nie ma 😉 Ale mimo to… ma coś w sobie. Na swój sposób uzależnia i szczerze… tęsknię teraz z nią.
Bardzo ciekawe spostrzeżenia.
Ja uwielbiam jeśc,ale chyba na Kubie bym się nie odnalazła.
Nie wiem ,co bym tam jadła,bo to zupełnie nie moja bajka.
Natomiast uważam,że Kuba jest cudownym krajem i powinno się ją odwiedzic.
Ponieważ jedzenie to częśc podróży,pewnie,że bym spróbowała.
Guajawy pewnie by mi się sniły po nocach.
Pozdrawiam-)
Guajawy do tej pory mi się śnią po nocach 😉 Zdecydowanie warto odwiedzić Kubę. Tylko trzeba mieć świadomość że nie jest tak idyllicznie jak na obrazkach – nie tylko pod względem jedzenia.
Ileż przekąsek! Aż zrobiłem się głodny. Pomysł picia rumu zamiast wody wydaje się być genialny, jeśli dodatkowo pomaga wygenerowaćoszczędności
??? my tam na rum nie narzekaliśmy. Gorzej dzieci ;P
Kurcze to ja na diecie eliminacyjnej umarłabym z głodu na Kubie. Ale i tak jak nie dla jedzenia, to dla ludzi i kultury warto tam pojechać!
To na pewno. To jedyny taki kraj na świecie. I warto to zobaczyć i przeżyć.
Nie wygląda to jakoś nadnaturalnie, jak w Japonii, Tajlandii czy choćby Meksyku… Ale pewnie tamtejszy ustrój robi swoje 😀
Pozdrawiam!
Kuba jest pięknym krajem i ma swoje uroki. Ale tak, to ustrój stanowi o tym dlaczego podróż na Kubę jest taka wyjątkowa i unikalna.
Kulinarnie to chyba kraj nie dla mnie 🙂 jadłabym tylko jajka, lody i zapijała mohito lub sokiem :):):):):) Córcia ma prześliczną sukienkę 🙂
Kulinarnie dle mnie zdecydowanie nie. Jajka są super, ale ileż można? 😉 Z mohito i sokami probem był tylko taki, że trzeba było pilnować czy lód jest z wody butelkowej czy z kranu. Po tej drugiej często kończyliśmy nie najlepiej….
Jak tylko przeczytałam „kuchnia kubańska”, to myślałam, że będzie smacznie. A tu takie rozczarowanie… Niestrawności to zdecydowanie nie jest to, o czym się marzy podczas miesięcznego urlopu. Chociaż na te podłużne pączki z pewnością bym się skusiła 🙂
Mimo wszystko uważam że warto jechać na Kubę. Ale z pewnością nie jest tak idylliczna jak na obrazkach. Kuchnia też nie, niestety.